niedziela, 1 marca 2015

Rozdział III

*Rachel*
Stałam przyciśnięta do ściany przez przystojnego bruneta. Wpiłam się w jego usta, a on odwzajemniał namiętny pocałunek. Moje włosy powiewały poruszane delikatnym wiatrem, a z wewnątrz budynku dobiegały nas przytłumione dźwięki klubowej muzyki. Liczyła się tylko dobra zabawa i ciekawie spędzona noc. A zapowiadała się niesamowicie, biorąc pod uwagę fakt, że kierowałam się już do luksusowego samochodu i mieliśmy jechać do Jego domu. On, mimo, że miał już promile we krwi, kierował całkiem nieźle i przede wszystkim szybko, żebyśmy już znaleźli się u Niego w sypialni. Niemal nie zamienialiśmy ze sobą słów, nie wiedziałam nawet, jak On ma na imię. A On nie wiedział, jak wołają na mnie. Stukałam obcasami przekraczając zdobione ogrodzenie dużej willi, obejmując zachłannie Jego tors. Wyciągnął sprawnym ruchem klucze i po niedługiej chwili, pełnej pocałunków, leżałam na miękkim łóżku, muskając palcami umięśnione ciało bruneta.
*Jane*
Rachel zniknęła w tłumie tańczących dobrą chwilę temu, kiedy usłyszałam znajomy głos.
- Zatańczymy? - zapytał się mnie ciemnooki piłkarz. Alkohol już przejął władzę nad moim ciałem i zgodziłam się bez żadnego oporu. Weszliśmy pomiędzy tańczących klubowiczów, po czym zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Neymar, tak samo jak i ja, zdążył wypić co nieco, więc bez skrępowania przysuwaliśmy się do siebie. Poczułam jego ręce na swojej talii. Uśmiechnęłam się i swobodnie pozwoliłam mu posuwać się coraz dalej. Silne ramiona przyciągały mnie coraz bliżej, dzieliła nas już mała odległość. czułam jego oddech na swoim karku, kiedy obróciłam się tyłem. Muzyka zawładnęła doszczętnie moim ciałem. Po chwili skierowaliśmy się razem z Neymarem do baru. Jak szaleć, to szaleć. Zamówiliśmy drinka i po wypiciu z jeszcze większą chęcią wróciliśmy na parkiet. On objął mnie najpierw w pasie, potem zjeżdżał dłońmi coraz niżej. Usłyszeliśmy wolniejszy kawałek. Nasze ciała złączyły się w jedność podczas kołysania się w takt. Nagle zorientowałam się, że nie mam pojęcia, gdzie jest Rachel. Zawsze lubiła się dobrze bawić i co chwila znikała w tłumie z jakimś przystojniakiem, ale teraz nie mogłam wypatrzeć jej blond kucyka pośród wielu czupryn.
- Rachel?? - przepraszałam ludzi zataczając się lekko. Starałam się nikomu nie nadepnąć na palce podczas poszukiwań. Może poszła do łazienki poprawić makijaż? Przekroczyłam próg i na chwile oślepiło mnie jasne, intensywne światło. Rozejrzałam się, lecz nigdzie nie widziałam Rachel. Spojrzałam w lustro. Ochh... Mój tusz do rzęs rozmazał się na powiece. Rzuciłam jeszcze raz okiem na kabiny, które w większości były puste, a z jednej wydobywały się dość jednoznaczne odgłosy...
Wyszłam z pomieszczenia, a następnie, przemierzając klub w poszukiwaniu wyjścia, natknęłam się na Neymara.
- Gdzie się wybierasz? Tańczmy... - próbował mnie zachęcić do wspólnej zabawy, i pomimo tego, że miałam wielką chęć się zgodzić, odezwała się moja ledwo trzeźwa świadomość. Do domu.
Wyszłam i złapałam taksówkę. Wybełkotałam adres i zajęłam tylne siedzenie. Kiedy znajdowaliśmy się na parkingu, otworzyłam drzwi i chwiejnie pomaszerowałam w stronę budynku. Mój uśmiech trochę się zmniejszył, kiedy usłyszałam kierowcę dopominającego się zapłaty. Wyciągnęłam portfel i wręczyłam banknot mężczyźnie, który potem wręczył mi resztę. Część schowałam, a niektóre drobne rozsypały się na ulicy. Ale kogo to obchodzi...
*Rachel*
Rano
Zawinięta w kołdrę otworzyłam oczy próbując przypomnieć sobie, gdzie poprzedniej nocy tak zabalowałam. Bolała mnie głowa, a oczy oślepiało jasne światło wyglądające zza firanek dużych okien. Powoli przypominałam sobie zdarzenia sprzed paru godzin. Klub, On, dom i... no, wiadomo co. Dotarło do mnie, ze jestem naga i spłonęłam rumieńcem. Chwila... leżałam w łóżku sama. Albo On już gdzieś poszedł, albo jest tu. Odrzuciłam pierwszą opcję, kiedy usłyszałam odkręcanie wody w łazience. W sumie po co miałby facet wychodzić z własnego domu o godzinie... No właśnie, która godzina? Stanęłam na nogi i podeszłam do iPhone'a leżącego na ziemi. Skrzywiłam się na myśl, że mógł się zarysować. Na szczęście nie. Wyświetlacz przekazał mi jasno, że mam około 10 nieodebranych połączeń od Jane. Pewnie się o mnie martwiła... Ciekawe czy jeszcze śpi. Jest godzina 7:54... Wcześnie jak na mnie. Zawsze budziłam się dosyć wcześnie, nawet po najostrzejszych melanżach.
Podniosłam moje ciuchy z ziemi i zaczęłam się ubierać. W samej spódnicy jeszcze raz podniosłam telefon. Włączyłam przednią kamerkę, która nieraz służyła mi za lusterko, i stwierdziłam, że mam nieźle rozmazane usta, tusz, wszystko. Cały czas nie do końca ubrana zajrzałam do jednego z pomieszczeń, które okazało się być kuchnią. Sięgnęłam po chusteczkę, próbując ogarnąć się chociaż na tyle, żeby móc wyjść na zewnątrz. Wróciłam do przestronnej sypialni i sięgnęłam szybko po mój top. Wtedy ten męski, silny głos dotarł do moich uszu.
- Dzień dobry... Rachel
Odwróciłam się szybko i niemal spłonęłam ze wstydu. Stojąc tak przed nim w staniku.
- Dzień dobry, Marc... - właśnie. Marc. Tak miał na imię. Ciekawe kiedy się sobie przedstawiliśmy?
Ubrałam się do końca, chwyciłam torebkę i podeszłam do drzwi wejściowych wymijając bruneta. Przekroczyłam próg i znalazłam się obok dość ruchliwej ulicy. Podeszłam do piechotą ruszyłam w stronę najbliższego przystanku i stukając palcem w ekran smartfona, zadzwoniłam do Jane. Po chwili w słuchawce usłyszałam jej zaspany głos.
- Gdzieś ty do cholery była, Rachel?
- U Marca...
- Jakiego znowu Marca? Dlaczego na noc? Zostawiłaś mnie tam... Z nim...
Zdziwiłam się lekko słysząc te słowa. Z kim ją zostawiłam?
- Z kim? - spytałam chcąc poznać odpowiedź.
*Jane*
Leżałam jeszcze w moim łóżku, kiedy zadzwoniła Rachel. Głośny dzwonek wymusił na mnie podniesienie się z nóg i nalanie sobie wody. Odebrałam, po czym zaczęłam się dopytywać, o noc blondynki...
- Z kim?
- No z Neymarem... - burknęłam niewyraźnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że niemal cały czas na imprezie przebywałam z piłkarzem. Ale czy to był tylko taniec? Próbowałam sobie przypomnieć szczegóły. Tańczyliśmy, a potem... wyszłam? Sama czy z nim? I gdzie pojechaliśmy? Robiliśmy coś? O Jezu... Przecież ja go niemal wcale nie znam.
_____________________________________________________________
Dobra, dodane po tygodniu, mam nadzieję, że nie jest tragicznie... Ale mogło być lepiej. Jakoś rozdziału jest raczej średnia, nie zachwyciłam się nim. Ale mam nadzieję, że sytuację rozwinęłam i trochę się działo... Długa ta trójeczka tez nie jest, ale przeprasza, nie chciałam przedłużać ;-;
Czytasz=komentujesz. Nawet jedno zdanie motywuje do dalszego pisania!

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;D niegrzeczna Rachel ;D Marc, czyżby Bartra? Będą dwie parki? ;D
    Czekam na next i zapraszam do sb w wolnej chwili ;*

    http://nigdyniepozwolmiupasc.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział! Dzieje sie, oj dzieje. Rachel z Marcem...niegrzecznie.
    Juz nie moge sie doczekać nastepnego rozdziału, bo to opowiadanie od początku bardzo mnie wciągnęlo
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jezuu. Oba rozdziały wyszły ci wspaniale. Weszłam dzisiaj i zobaczyłam, że mam zaległości. Nie mogę się doczekać co będzie dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział??

    OdpowiedzUsuń