niedziela, 1 marca 2015

Rozdział III

*Rachel*
Stałam przyciśnięta do ściany przez przystojnego bruneta. Wpiłam się w jego usta, a on odwzajemniał namiętny pocałunek. Moje włosy powiewały poruszane delikatnym wiatrem, a z wewnątrz budynku dobiegały nas przytłumione dźwięki klubowej muzyki. Liczyła się tylko dobra zabawa i ciekawie spędzona noc. A zapowiadała się niesamowicie, biorąc pod uwagę fakt, że kierowałam się już do luksusowego samochodu i mieliśmy jechać do Jego domu. On, mimo, że miał już promile we krwi, kierował całkiem nieźle i przede wszystkim szybko, żebyśmy już znaleźli się u Niego w sypialni. Niemal nie zamienialiśmy ze sobą słów, nie wiedziałam nawet, jak On ma na imię. A On nie wiedział, jak wołają na mnie. Stukałam obcasami przekraczając zdobione ogrodzenie dużej willi, obejmując zachłannie Jego tors. Wyciągnął sprawnym ruchem klucze i po niedługiej chwili, pełnej pocałunków, leżałam na miękkim łóżku, muskając palcami umięśnione ciało bruneta.
*Jane*
Rachel zniknęła w tłumie tańczących dobrą chwilę temu, kiedy usłyszałam znajomy głos.
- Zatańczymy? - zapytał się mnie ciemnooki piłkarz. Alkohol już przejął władzę nad moim ciałem i zgodziłam się bez żadnego oporu. Weszliśmy pomiędzy tańczących klubowiczów, po czym zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Neymar, tak samo jak i ja, zdążył wypić co nieco, więc bez skrępowania przysuwaliśmy się do siebie. Poczułam jego ręce na swojej talii. Uśmiechnęłam się i swobodnie pozwoliłam mu posuwać się coraz dalej. Silne ramiona przyciągały mnie coraz bliżej, dzieliła nas już mała odległość. czułam jego oddech na swoim karku, kiedy obróciłam się tyłem. Muzyka zawładnęła doszczętnie moim ciałem. Po chwili skierowaliśmy się razem z Neymarem do baru. Jak szaleć, to szaleć. Zamówiliśmy drinka i po wypiciu z jeszcze większą chęcią wróciliśmy na parkiet. On objął mnie najpierw w pasie, potem zjeżdżał dłońmi coraz niżej. Usłyszeliśmy wolniejszy kawałek. Nasze ciała złączyły się w jedność podczas kołysania się w takt. Nagle zorientowałam się, że nie mam pojęcia, gdzie jest Rachel. Zawsze lubiła się dobrze bawić i co chwila znikała w tłumie z jakimś przystojniakiem, ale teraz nie mogłam wypatrzeć jej blond kucyka pośród wielu czupryn.
- Rachel?? - przepraszałam ludzi zataczając się lekko. Starałam się nikomu nie nadepnąć na palce podczas poszukiwań. Może poszła do łazienki poprawić makijaż? Przekroczyłam próg i na chwile oślepiło mnie jasne, intensywne światło. Rozejrzałam się, lecz nigdzie nie widziałam Rachel. Spojrzałam w lustro. Ochh... Mój tusz do rzęs rozmazał się na powiece. Rzuciłam jeszcze raz okiem na kabiny, które w większości były puste, a z jednej wydobywały się dość jednoznaczne odgłosy...
Wyszłam z pomieszczenia, a następnie, przemierzając klub w poszukiwaniu wyjścia, natknęłam się na Neymara.
- Gdzie się wybierasz? Tańczmy... - próbował mnie zachęcić do wspólnej zabawy, i pomimo tego, że miałam wielką chęć się zgodzić, odezwała się moja ledwo trzeźwa świadomość. Do domu.
Wyszłam i złapałam taksówkę. Wybełkotałam adres i zajęłam tylne siedzenie. Kiedy znajdowaliśmy się na parkingu, otworzyłam drzwi i chwiejnie pomaszerowałam w stronę budynku. Mój uśmiech trochę się zmniejszył, kiedy usłyszałam kierowcę dopominającego się zapłaty. Wyciągnęłam portfel i wręczyłam banknot mężczyźnie, który potem wręczył mi resztę. Część schowałam, a niektóre drobne rozsypały się na ulicy. Ale kogo to obchodzi...
*Rachel*
Rano
Zawinięta w kołdrę otworzyłam oczy próbując przypomnieć sobie, gdzie poprzedniej nocy tak zabalowałam. Bolała mnie głowa, a oczy oślepiało jasne światło wyglądające zza firanek dużych okien. Powoli przypominałam sobie zdarzenia sprzed paru godzin. Klub, On, dom i... no, wiadomo co. Dotarło do mnie, ze jestem naga i spłonęłam rumieńcem. Chwila... leżałam w łóżku sama. Albo On już gdzieś poszedł, albo jest tu. Odrzuciłam pierwszą opcję, kiedy usłyszałam odkręcanie wody w łazience. W sumie po co miałby facet wychodzić z własnego domu o godzinie... No właśnie, która godzina? Stanęłam na nogi i podeszłam do iPhone'a leżącego na ziemi. Skrzywiłam się na myśl, że mógł się zarysować. Na szczęście nie. Wyświetlacz przekazał mi jasno, że mam około 10 nieodebranych połączeń od Jane. Pewnie się o mnie martwiła... Ciekawe czy jeszcze śpi. Jest godzina 7:54... Wcześnie jak na mnie. Zawsze budziłam się dosyć wcześnie, nawet po najostrzejszych melanżach.
Podniosłam moje ciuchy z ziemi i zaczęłam się ubierać. W samej spódnicy jeszcze raz podniosłam telefon. Włączyłam przednią kamerkę, która nieraz służyła mi za lusterko, i stwierdziłam, że mam nieźle rozmazane usta, tusz, wszystko. Cały czas nie do końca ubrana zajrzałam do jednego z pomieszczeń, które okazało się być kuchnią. Sięgnęłam po chusteczkę, próbując ogarnąć się chociaż na tyle, żeby móc wyjść na zewnątrz. Wróciłam do przestronnej sypialni i sięgnęłam szybko po mój top. Wtedy ten męski, silny głos dotarł do moich uszu.
- Dzień dobry... Rachel
Odwróciłam się szybko i niemal spłonęłam ze wstydu. Stojąc tak przed nim w staniku.
- Dzień dobry, Marc... - właśnie. Marc. Tak miał na imię. Ciekawe kiedy się sobie przedstawiliśmy?
Ubrałam się do końca, chwyciłam torebkę i podeszłam do drzwi wejściowych wymijając bruneta. Przekroczyłam próg i znalazłam się obok dość ruchliwej ulicy. Podeszłam do piechotą ruszyłam w stronę najbliższego przystanku i stukając palcem w ekran smartfona, zadzwoniłam do Jane. Po chwili w słuchawce usłyszałam jej zaspany głos.
- Gdzieś ty do cholery była, Rachel?
- U Marca...
- Jakiego znowu Marca? Dlaczego na noc? Zostawiłaś mnie tam... Z nim...
Zdziwiłam się lekko słysząc te słowa. Z kim ją zostawiłam?
- Z kim? - spytałam chcąc poznać odpowiedź.
*Jane*
Leżałam jeszcze w moim łóżku, kiedy zadzwoniła Rachel. Głośny dzwonek wymusił na mnie podniesienie się z nóg i nalanie sobie wody. Odebrałam, po czym zaczęłam się dopytywać, o noc blondynki...
- Z kim?
- No z Neymarem... - burknęłam niewyraźnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że niemal cały czas na imprezie przebywałam z piłkarzem. Ale czy to był tylko taniec? Próbowałam sobie przypomnieć szczegóły. Tańczyliśmy, a potem... wyszłam? Sama czy z nim? I gdzie pojechaliśmy? Robiliśmy coś? O Jezu... Przecież ja go niemal wcale nie znam.
_____________________________________________________________
Dobra, dodane po tygodniu, mam nadzieję, że nie jest tragicznie... Ale mogło być lepiej. Jakoś rozdziału jest raczej średnia, nie zachwyciłam się nim. Ale mam nadzieję, że sytuację rozwinęłam i trochę się działo... Długa ta trójeczka tez nie jest, ale przeprasza, nie chciałam przedłużać ;-;
Czytasz=komentujesz. Nawet jedno zdanie motywuje do dalszego pisania!

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział II

*Jane*
Nerwowo poprawiałam włosy siedząc obok kierowcy. Nie chciałam czekać na autobus, aparat był rzeczą, bez której nie mogę się obejść i aż mnie mdliło, kiedy pomyślałam, że stracę zrobione ostatnio zdjęcia i ogółem cały mój sprzęt, który nie kosztował mało. Miałam dziś zgrać wszystkie zdjęcia, żeby w razie czego mi nie zginęły. Cholera! Pojazd taksówkarza stanął w korku. Znowu zapchane rondo? Świetnie.
Podeszłam do dużego wejścia na stadion i zanim otworzyłam usta próbując wyjaśnić moją trudną sytuację, odezwał się ochroniarz.
- Nie może pani wejść.
- Ale ja zostawiłam...
- Nie może tu pani wejść. Niby co pani zostawiła? Tam nic nie ma.
- Jak to nic nie ma? - otworzyłam szeroko oczy.
- Nie ma i tyle. Proszę stąd iść - usłyszałam szorstkie słowa. Nie chciałam więcej dyskutować z tym facetem. Skoro twierdzi, że nie ma... To gdzie jest?! Jak zgubię ten aparat to chyba się okaleczę! Gdzie jeszcze mogłam go zostawić? W autobusie? Nie, na pewno nie.
*Neymar*
Jak ja mam teraz do jasnej cholery znaleźć tę dziewczynę? Zostawiła aparat to wziąłem, bo kto wie, jeszcze jej ukradną. Ale ja przecież nie mam jej adresu, nawet telefonu, niczego! A może... właśnie. Pewnie zorientowała się, że nie ma swojej zguby. Może poszła jej poszukać na stadionie? No dobra, spróbuję. Wziąłem kurtkę i buty.
- Gdzie idziesz? - zaskoczył mnie Bartra. Razem z Danim i Leo wpadliśmy do niego po treningu. - Aparat? - zapytał, a ja westchnąłem. - Po co go zabierałeś ze stadionu? Teraz musisz łazić i szukać tej laski.
- Przynajmniej spotkam ja jeszcze raz - uśmiechnąłem się chytrze i poruszyłem brwiami, po czym wyszedłem. Wsiadłem do samochodu. Po chwili wyjeżdżam spod domu na szeroką ulicę. Zakręt, światła, rondo. Co ja w ogóle robię?
Wreszcie. Pociągnąłem za klamkę i postawiłem nogi na ziemi. Wahałem się, czy to zrobić, przecież szansa, że spotkam fotografkę była znikoma. A jednak... Zobaczyłem rozpuszczone, brązowe włosy zasłaniające twarz szczupłej dziewczyny. Szła na przeciwko mnie ze spuszczoną głową.
- Ee, fotografka! Nie twoje? - posłałem jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów, który jednak zmienił się w prawdziwy, kiedy zobaczyłem rumieńce na policzkach brunetki. Starała się opanować uczucie szczęścia i wzbiła wzrok w ziemię.
- Dziękuję - uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła rękę. Postanowiłem wykorzystać sytuację. Odsunąłem aparat od niej.
- Czekaj, czekaj! Chyba masz zamiar mi się odwdzięczyć? - dziewczyna zmieszała się i zdziwiona patrzyła na mnie. - Impreza. Dzisiaj. Klub Drink, godzina dwudziesta.
- Ale ja...
- Przyjdziesz? Cieszę się - ponownie uśmiechnąłem się do lekko zdezorientowanej dziewczyny i podałem jej pokrowiec z aparatem. Odwróciłem się i podążyłem w stronę mojego samochodu. - Pamiętaj, o dwudziestej!
Nacisnąłem pedał gazu i ruszyłem szeroką drogą w kierunku domu Bartry.
*Jane*
Stałam wciąż przed stadionem z moją zgubą. On? Mnie? Na imprezę?... Chwila! Przecież ja nie mam się w co ubrać!
Wzięłam taksówkę i zadzwoniłam do Rachel.
- Ubieraj się, idziemy do galerii handlowej! - powiedziałam do słuchawki. Zaparkowaliśmy pod domem, kiedy moja przyjaciółka wychodziła ze środka.
- Po co idziemy do centrum handlowego? Jakaś impreza? Nowe ciuchy? - wyczytała mi w myślach, a ja uśmiechnęłam się. Ona zawsze wiedziała, co planuję. Zawsze. Usiadła obok mnie z tyłu wyjmując telefon. Kierowca nie szalał, jechaliśmy spokojnie po szerokiej drodze. Mam torebkę, telefon, portfel. Tylko co wybrać? Sukienka... czarna, bordowa, czerwona? Może jakaś jasna?
Wysiadłyśmy z samochodu i skierowałyśmy się do środka centrum. Rzucałyśmy okiem na witryny przeróżnych sklepów, aż dotarłyśmy tam, gdzie zamierzałyśmy. Przekroczyłyśmy próg i od razu powędrowałyśmy do odpowiedniego działu. Rachel szybko wypatrzyła swój idealny strój na imprezę, podczas gdy ja nie zauważyłam jeszcze niczego, co byłoby stosowne.
- A ten top? Albo tamten? Taki ciemny, chyba będzie pasował! - krążyła wokół mnie podsuwając mi pod nos najróżniejsze ciuchy. Niestety nie widziałam w nich nic specjalnego. Blondynka wyszła ze sklepu z pełną torbą, z zamiarem poszukania dla mnie czegoś gdzieś indziej. Mijałyśmy wystawy, trochę się nam zeszło. Do tej pory nie upatrzyłam sobie żadnego zestawu. Nawet nie wiedziałam, czego szukam. Do czasu. Weszłam szybkim krokiem do jednego z mniejszych sklepów. Przeszukałam parę wieszaków i znalazłam odpowiedni rozmiar sukienki, która wydawała się być idealna. Nareszcie.
Miałyśmy niecałe półtorej godziny na wyszykowanie się. Popędziłam do łazienki chwytając za lokówkę. Poprawiłam fryzurę, a na oczy nałożyłam nieco mocniejszy cień. Przeszukiwałam szuflady w poszukiwaniu ulubionych perfum, gdy potknęłam się o mały przedmiot leżący na ziemi. Och, niee...
Moja stopa wyszła cało ze zderzenia z lakierem do paznokci. Na moje nieszczęście szklana buteleczka potoczyła się z ogromną prędkością i uderzając o wannę rozbiła się. Świetnie... A to był mój ulubiony kolor. Chwyciłam trochę papieru toaletowego w dłoń i starałam się opanować sytuację. Płyn rozlał się po podłodze odwiedzając zakurzone szpary pomiędzy kafelkami. Echh... posprzątam to później. Otworzyłam drzwi i sięgnęłam po sukienkę leżącą na łóżku. Założyłam przygotowany wcześniej zestaw i zeszłam po schodach na dół. Czekała tam na mnie Rachel ubrana w swój strój. Wyglądała naprawdę nieźle.
*Rachel*
Klub znajdował się niedaleko, więc zdecydowałyśmy się pójść pieszo. Stukałyśmy obcasami po chodniku zmierzając do oświetlonego budynku. Szykowała się impreza.
Jane wręczyła ochroniarzowi dwie wejściówki - właściwie to skąd ona je miała? To podobno najlepszy klub w mieście, nie załatwia się wejścia ot tak. Chwila, po co ja się martwię? Jesteśmy tu żeby się zabawić. A skoro o dobrej zabawie mowa.
- Poproszę po kolejce dla mnie i dla przyjaciółki - uśmiechnęłam się do barmana. Widziałam zdziwiony wzrok brunetki na sobie - nie lubiła pić dużo alkoholu. nie chciała zaczynać imprezy od upicia się. No trudno. Zamówiłam sobie jeszcze coś by poczuć się swobodnie i razem ruszyłyśmy w stronę parkietu. Wypatrzyłam raczej wysokiego, przystojnego bruneta. Podeszłam bliżej i spojrzałam w jego błękitno-zielone oczy. A może szarawe? Ciemno było, po co ja się zastanawiam na kolorem oczy jakiegoś faceta. Przybliżyliśmy się do siebie i bez zbędnych słów zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki.
_____________________________________________________________
Wiem, dodaję dopiero teraz, to straszne ;-;
Przepraszam, miałam multum nauki w tym tygodniu i chciałam wstawić wczoraj, ale przez cały dzień robiłam lekcje ;-; ,a potem padłam i poszłam spać...
No, dosyć już o mnie, jak rozdział? Według mnie nie jest taki zły. Zapowiada się nowy bohater! Dodam go jednocześnie z następnym rozdziałem, nie chcę na razie niczego zdradzać. Opinię pozostawiam wam ;) Następny jako rekompensatę postaram się dodać jak najszybciej, ale wiecie, szkoła :/
Przy okazji powiem, że zmodyfikowałam trochę zdjęcia bohaterów - teraz są gify c:
Czytasz = komentujesz. To duża motywacja!

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział I

*Jane*
- A pani to kto? - spytał jeden z ochroniarzy, kiedy chciałam wejść na stadion. Wyjęłam dokumenty i pokazałam barczystemu mężczyźnie.
- Jane Walker, fotograf. Byłam umówiona na zrobienie paru zdjęć z treningu przed następnym meczem. - wyjaśniałam, kiedy od tyłu podszedł do mnie inny mężczyzna, prawdopodobnie menedżer drużyny czy coś w tym stylu.
- Pani Jane? Tędy proszę - wskazał palcem drogę. Szedł pierwszy, a jego kroki odbijały się echem po kamiennej posadzce. Po niedługim czasie dotarliśmy na wielkie boisko. Polecono mi usiąść na boku, więc tam się skierowałam. Oparłam się o zimną barierkę. Na szczęście nawet w zimę jest tu dość ciepło jak na tę porę roku. Nie to co u mnie, w Anglii.
Patrzyłam, jak trener objaśnia piłkarzom ćwiczenia. Kiedy skończył, wszyscy odwrócili się i zaczęli sie rozgrzewać. Niektórzy nawet posłali mi uśmiech. Jacy oni przystojni... Halo, stop. Przecież miałam robić zdjęcia. Sięgnęłam po aparat. Podniosłam go, włączyłam lekki zoom i funkcję, która pomoże mi robić zdjęcia w ruchu i zabrałam się do pracy. Miałam już plany na kilka ciekawych ujęć.
Po około 40 minutach odstawiłam obiektyw. Było mi okropnie zimno w palce. I miałam ochotę coś zjeść. Sięgnęłam do torby po przygotowaną wcześniej kanapkę. Ugryzłam kawałek i rozpromieniłam się. Jak dobrze, że przed wyjściem wyłowiłam majonez z czeluści mojej lodówki. Kocham majonez.
Nagle, jak gdyby nigdy nic, jasna kula przeleciała obok mnie z prędkością światła, odbiła się od barierki i poleciała na drugi koniec boiska. Popatrzyłam na stojącego najbliżej mnie piłkarza. Miał niebieski oczy i włosy koloru... Hmm, ciemny blond? A może to był jednak brąz. W każdym razie podszedł bliżej.
- Nic ci nie jest? - zapytał z obawą.
- Na twoje szczęście nie - odparłam kąśliwie. Co jak co, ale trochę poirytowana byłam. Wtedy zobaczyłam, że za nim stoi jeszcze jeden piłkarz, nieco niższy i o ciemniejszej karnacji. Nie widziałam, jak dokładnie wygląda, ponieważ prawdopodobnie miał niezły ubaw patrząc jak ten pierwszy o mało mi nic nie zrobił.
- Ależ, kurczę, śmieszne! - powiedziałam podnosząc głos. Piłkarz podniósł głowę. Wtedy przeszedł mnie dreszcz. Zapatrzyłam się w jego ciemne, głębokie oczy.
*Neymar*
Hah, brawo dla Pique. Powinien się cieszyć, że ma takiego słabego cela. Mało nie trafił tej dziewczyny, a wtedy miałby lekko przerąbane. Ale teraz ona patrzyła się na mnie. Uśmiechnąłem się i zmierzyłem ją wzrokiem. Muszę przyznać, była niezła. Wyprostowałem się zupełnie.
- Jestem Neymar. A on to Gerard - wskazałem palcem tego pachołka.
- Jane - usłyszałem w odpowiedzi. Jane... zapamiętam.
- NIE OBIJAĆ SIĘ, WRACAĆ DO ĆWICZEŃ - usłyszałem za sobą polecenie Enrique. Odwróciłem się i pobiegłem.
*Jane*
Wciąż miałam przed sobą obraz przystojnego piłkarza z brązowymi oczami. Zahipnotyzował mnie jednym spojrzeniem. Chwila, to tylko złudzenie! Dopiero go poznałaś, Jane!
Wróciłam do obserwacji treningu i robienia zdjęć. Przyznam szczerze, od małego interesowałam się troszkę piłką nożną. Może nie grałam i nie oglądałam każdego meczu, ale odkąd pamiętam lubiłam kibicować reprezentacjom podczas rozgrywek międzynarodowych. Wiedziałam, co to spalony, kiedy następuje karny czy rzut wolny. Nie mam pojęcia, czemu większość dziewczyn tak nie lubi tego sportu. Ma całkiem łatwe zasady, a przede wszystkim bardzo wciąga.
Gwizdek.
Koniec treningu.
Wstałam i otrzepałam się. Skierowałam się do przejścia, którym tu przyszłam. Mam nadzieję, że się nie zgubię. Tyle tu korytarzy... Pchnęłam jakieś drzwi i trafiłam na długi i pusty korytarz. Nie kojarzę go... Na końcu zauważyłam drzwi. Chwila, co to za krzyki? Im bliżej wyjścia się znajdowałam (to chyba jednak nie było wyjście) tym głośniejsze rozmowy słyszałam. Po paru metrach mogłam nawet wyłapać jakiś dialog i muzykę.
- Widzieliście tę fotografkę?
- Nie, co mnie obchodzi jakaś dziewczyna? Jest takich mnóstwo.
- Nie, nie takich. Mówię ci, nogi pierwsza klasa.
- Och, i co z tego? Zamierzasz ją zaprosić i przelecieć?
- Czemu nie? Założę się, że figurę też ma fenomenalną. I włosy...
Byłam w lekkim szoku. Ciekawe, kto nie oszczędza sobie takich ocen. Facet ma zamiar zdobyć każdą ładniejszą dziewczynę na jedną noc? Doprawdy?
Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem pomaszerowałam w kierunku innych drzwi, kiedy usłyszałam pociągnięcie za klamkę i głos.
- A ty co tu robisz?
Obróciłam się przez ramię i zobaczyłam tego samego ciemnookiego piłkarza, którego poznałam na boisku. Neymar...
- Eeem... Zgubiłam się? - rzuciłam niewinnie. Nie może się dowiedzieć, że ich podsłuchiwałam.
- Tam - wskazał palcem kierunek i poszedł za mną.
Wyszliśmy. Pożegnałam się z menedżerem i wsiadłam do autobusu, by dotrzeć do domu.
****
Wreszcie w domu.
- Cześć! - krzyknęłam do Rachel.
- No wiesz co! Wychodzisz bez uprzedzenia nie wiadomo gdzie, a potem jeszcze wracasz jak gdyby nigdy nic... Chwila! ZDRADZAŁAŚ MNIE?! - zapytała celując w moją osobę szpachelką, którą przed momentem obracała omlety. Roześmiałam się i usiadłam do stołu.
- Też cię kocham - rzuciłam i nałożyłam sobie jedzenie na talerz. - Ty jeszcze w piżamie?
- Pracuję w domu, nie muszę się ubierać! - stwierdziła Rachel. Ona uwielbia chodzić w piżamie cały dzień. - Czekaj... Czegoś mi brakuje. Zawsze, kiedy wracałaś z jakiejś sesji czy tam czegoś to pokazywałaś mi zdjęcia... Gdzie masz aparat?
Moja ręka z widelcem zatrzymała się w połowie drogi od talerza do ust.
Zamarłam.
Przez chwilę dławiłam się jedzeniem, które utknęło mi w gardle.
Zostawiłam aparat.
_____________________________________________________________
Rozdział mi jakoś nie wyszedł. Uważam, że nic się w nim nie dzieje. A nawet jeśli, to mi się nie podoba. Cóż, ocenę zostawiam wam... I proszę o szczere opinie, trochę krytyki, jeśli podzielicie ze mną zdanie, że fragment jest do bani ;)
Czytasz = komentujesz. Nawet jeden komentarz to motywacja!

sobota, 7 lutego 2015

Prolog

*Jane*
Usłyszałam budzik. Jak co ranek zwlokłam się z łóżka. Może i wstawanie na godzinę ósmą to jeszcze nie tragedia, ale ja do rannych ptaszków zdecydowanie nie należę. Obudzić się o jedenastej najwcześniej. Rachel to ma fajnie. Ona może spać dłużej... A mnie niestety praca wzywa. Mam zrobić fotoreportaż treningu klubu piłkarskiego do jakiejś gazety. Nie interesowałam się zbytnio piłką, ale wiedziałam, że to FC Barcelona, kilkakrotny mistrz Hiszpanii. Założyłam jakieś kapcie i poszłam do łazienki. Wskoczyłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę. Umyłam dokładnie długie włosy i całe ciało, wytarłam się i czesząc się zaczęłam się zastanawiać, co mogę ubrać. Włączyłam mojego iPhone'a - 2 stopnie, śnieg, słońce. Miło. Otworzyłam szafę i wybrałam jakieś ciuchy. Wyszłam na dwór i pomaszerowałam na przystanek. Uhh... Muszę w końcu zrobić to prawko. Chodzenie i czekanie na autobusy mnie wykańcza. Jeszcze tylko 6 minut, tylko 6 minut, Jane. Muszę założyć rękawiczki. Cholera, jak zimno... Spojrzałam na koniec ulicy - żaden pojazd się nie wyłaniał. Dzwonić po taksówkę? Nie, na pewno zaraz przyjedzie. Sprawdziłam godzinę - 9.34. Jeszcze 3 minuty... Czas mi się dłużył. Oprócz mnie na przystanku nikogo nie było. Próbowałam ogrzać palce, bez skutku. Mam wszystko? W torebce telefon, portfel, dokumenty, bilety, jakiś notes, długopis... czyli wszystko, co najważniejsze jest. Naładowany aparat w pokrowcu. Już chce mi się robić zdjęcia. O, nareszcie autobus. Dałam znać kierowcy, żeby się zatrzymał. Wsiadłam i zajęłam wolne miejsce siedzące. Było niemalże pusto.
*Neymar*
- Wstawaaj! - wydarł mi się nad uchem Dani. Skąd on się tu do cholery wziął?!
- Ciszej durniu...
- Treeening!
Nosz kurwa. Wpiernicza mi się do domu nad ranem i jeszcze mnie budzi. Po jaką cholerę mamy dziś ten trening? Dupa, nie chce mi się.
I w tym momencie Alves zabrał mi kołdrę. Pewnie wylądowała na ziemi. Czy ten debil naprawdę nie może zrozumieć, że ja śpię? Obróciłem się na drugi bok.
- Ja pierdolę! - krzyknąłem, kiedy poczułem zimno podłogi. Najpierw kołdra, teraz ja.
- Masz przejebane - powiedziałem do Daniego i w nie zwracając uwagi na to, że jestem w samych bokserkach zacząłem go gonić po całym domu. Ten debil zawsze, ale to zawsze był mistrzem w chowanego. Pewnie schował się z miejscu, w którym go za nic nie znajdę. Postawiłem stopę na pierwszym stopniu schodów. Zacząłem wchodzić na górę. Otworzyłem drzwi łazienki.
- Nie chowaj się, i tak cię znajdę, głupku! - krzyknąłem.
- Bu! - spojrzałem na swoją lewą nogę, której właśnie dotykał Dani.
- Jeśli naprawdę myślisz, że mam kisiel w gaciach, to się grubo mylisz. - powiedziałem do Alvesa.
Zszedłem z powrotem na dół i sprawdziłem, która godzina. O kurwa, 9.20. Za 40 minut trening. Muszę się spieszyć do cholery. A, i dziś ma przyjść jakiś fotograf. A ja nawet się nie umyłem. Zajebiście...
Ok, jestem gotowy. Fryzura jest całkiem dobra, telefon mam, torbę ze wszystkim mam. Wsiadłem do samochodu, a Dani usadowił się obok mnie.
_____________________________________________________________
Prolog za nami. Jak się podoba? Neymar i Jane się polubią, czy raczej nie? :> Wiem, że strasznie krótko, ale to dopiero prolog i nie chciałam jeszcze ujawniać reakcji głównych bohaterów jak siebie poznają :> Rozdziały na pewno będą dłuższe, obiecuję!
Rozdział I za parę dni, najwyżej tydzień. Jeśli to czytasz, skomentuj ;3